expr:class='"loading" + data:blog.mobileClass'>

15 grudnia 2016

Tomorrow never knows


Tak, moja jesienna wersja istnieje. I chociaż odnalazłam ją niewiele czasu przed rozpoczęciem kalendarzowej zimy, z nieskrywaną ulgą przyznaję, że czuję się z nią bardzo dobrze. Jest ciepła, przyjemna i w neutralnych barwach. Twardo stąpa po ziemi na wysokich obcasach (a raczej truchta na pociąg, który zawsze przyjeżdża te 2 minuty za szybko, haha) i stara się nie przejmować niesprzyjającymi okolicznościami przyrody - niestraszne jej błoto, kałuże i mżawki (włosy tak czy siak się puszą). 
Pomimo tego, że opis dotyczy mojej wizualnej strony, podobnie mogłabym określić to, co dzieje się w środku mnie. Staram śmiać się z tego, co nie do końca mi odpowiada, ale jednocześnie nie mam na to żadnego wpływu - ta umiejętność sprawdza się szczególnie podczas oglądania wiadomości na jednym z ogólnodostępnych kanałów TV. Prawie każdego dnia wstaję o 7. Przypuszczam, że z badań psychologicznych, socjologicznych (jak je zwał tak zwał) wynika, że powinnam się już do tego przyzwyczaić. Czuć się pełna energii i wypoczęta jak nigdy. Niestety, jestem tym wyjątkiem, który potwierdza regułę. Wstając przed 9, zawsze czuję się, jakby był środek nocy i ktoś siłą wyrywałby mnie z najprzyjemniejszego snu. Z pomocą, jak na wyjątek przystało, przychodzi mi nie filiżanka espresso, a czarnej herbaty. Kiedy już dobiegnę do dobrze znanego środka transportu kolejowego, jestem tak zadowolona z wygranego wyścigu, że wciąż lekko (mam nadzieję, że lekko) dysząc, słucham muzyki i powoli przestaję martwić się tym, że prawdopodobnie czeka mnie kilka nie za ciekawych godzin. W takie grudniowe dni z utęsknieniem czekam na powrót do domu, kiedy wreszcie będę mogła posiedzieć pod ciepłym kocykiem z kubkiem herbaty w ręku. 
Już tylko tydzień do Świąt! Czy Wam też zdarza się kupować świąteczne, niepraktyczne ozdoby tylko dlatego, że są takie urocze :D? Wciąż nie wiem, co zrobię z nowymi, ciężkimi, bombkami-dzwonkami, które chyba urwałyby choince całą gałąź, gdybym wpadła na pomysł zawieszenia ich na niej, ale jakoś tak ciepło mi na sercu, kiedy się budzę i na nie patrzę. Coś jest ze mną nie tak. Ewidentnie. 
Gdybym nie zdążyła z publikacją następnego posta... WESOŁYCH ŚWIĄT KOCHANI :)!










ph. my Mum 

Reserved coat | TK Maxx turtleneck, jeans (Lee) | Zalando shoes (Tamaris) | Mango bag 

19 października 2016

July's afternoon in Murcia


Minione wakacje nauczyły mnie jednego - w miejsca, w których odwiedziny wspominać będziemy latami, ciągle z niegasnącym uśmiechem na twarzy, trafia się przez przypadek. Gdyby ktoś jeszcze w czerwcu zadał mi pytanie, gdzie tym razem spędzę wczasy, hiszpański region Murcja nie byłby ani pierwszą, ani sto pierwszą odpowiedzią. Poza wyjazdem do Krakowa związanym z koncertem Sii, pozostałe kierunki moich tegorocznych podróży były kompletnie przypadkowe. Nie miałam wygórowanych oczekiwań. Właściwie liczyłam tylko na słońce, które ma magiczny wpływ na atopową skórę. Z planami bywa różnie, często wyglądają pięknie jedynie na papierze. Nastawiamy się na coś, nie możemy się doczekać, niecierpliwie odliczamy dni, godziny, a potem nierzadko przewrotny los postanawia okrutnie z nas zadrwić. Ile razy miałam zły humor przez to, że coś nie poszło po mojej myśli, nie wyszło idealnie tak, jak chciałam... Widocznie już tak jestem skonstruowana, że spontaniczne decyzje, to najlepsze z tych, które codziennie podejmuję. I niech tak zostanie :)!

Na zdjęciach widzicie dwa obowiązkowe punkty do zwiedzenia w stolicy regionu o tej samej nazwie - wnętrze kasyna, w którym niegdyś mieścił się klub dla miejskich elit i piękną perełkę architektoniczną - katedrę św. Marii, której budowa zajęła... 400 lat!  Zwiedzanie połodniowoeuropejskich miast w godzinach sjesty ma swoje plusy w postaci niemalże pustych, urokliwych  uliczek. Nic tylko fotografować!

 PS. Wiem, że publikowanie zdjęć letnich stylizacji w środku października ma małe zastosowanie praktyczne, ale musicie mi to wybaczyć, na moim blogu wciąż będzie jeszcze dużo słońca.                Z krótkimi okresami dominacji szarego nieba ;).









ph. my Mum

No name dress | Mango bag | Lidl flip-flops | Aldo sunglasses

14 września 2016

The greatest


Od paru dni działam na trochę zwolnionych obrotach. Zgodnie z zasadą: co masz zrobić dziś, zrób jutro. Wydaje Wam się, że w pierwotnej wersji brzmiała nieco inaczej? Hmm, być może zmodyfikowałam ją, aby odzwierciedlała moje potrzeby. W końcu błogie lenistwo, wreszcie zero stresu (nie jestem pewna, czy taki poziom jest osiągalny w moim krytycznym przypadku, ale pozwólcie mi się trochę połudzić). Prawdopodobnie mojej radości w ogóle nie widać, a ludzie mijający mnie na ulicy prędzej ocenią moją twarz jako zatroskaną a nie tryskającą pozytywną energią, ale niestety, mam już tak, że mój dobry humor siedzi gdzieś głęboko we mnie, wiem o nim ja i ci wybrańcy, którym o nim powiem (sami raczej by na to nie wpadli). Przypominam sobie zaledwie kilka sytuacji, kiedy moje szczęście było na tyle "głośne", że ktoś o nim usłyszał i... nie są to oczywiste przypadki, bowiem osoby te początkowo myślały, że stało mi się coś strasznego lub... zobaczyłam pająka. Dokładnie mam na myśli pamiętny mecz pomiędzy FC Barceloną a Chelsea Londyn w półfinale LM w 2009 roku i gola Iniesty strzelonego w 92 minucie, reakcję na wiadomość o koncercie Linkin Parku (i paru innych ulubionych zespołów) w Polsce i ujrzenie w  pewien piękny lipcowy dzień w usosie pozytywnej oceny z egzaminu z prawa karnego. Od trzech dni poziom endorfin w moim organizmie stale wzrasta w związku z tym, że mogę z czystym sumieniem spacerować po Warszawie, czytać książki, które nie są kodeksami, oglądać seriale (polecam "How to get away with murder" - wciąga już od pierwszego odcinka!) i wymyślać nowe stylizacje, które zaprezentuję na blogu jesienią -  to zdecydowanie najbardziej inspirująca modowo pora roku. Jedyne czego żałuję w związku ze słodkim nieróbstwem, któremu uległam jest przekładanie publikacji tego posta o dzień, dwa.. trzy (to już cztery?). Wybaczcie.

Na kolejnej porcji zdjęć z wakacji w Hiszpanii króluje upolowany na wyprzedaży w Zarze prosty, elegancki, granatowy kombinezon. Do tej pory nie nosiłam za wielu ubrań w tym kolorze, ale czuję, że wkrótce polubię go tak bardzo, jak niegdyś znienawidzoną czerń. 







ph. my Mum

Zara jumpsuit | Mango bag | H&M hat | CCC wedges | Reserved earrings | I am necklace

29 sierpnia 2016

Blue jeans


Zbliża się wrzesień, a ja przypominam sobie to uczucie, które co roku towarzyszyło mi pierwszego dnia szkoły po wakacyjnej przerwie. Uczucie, gdy po 2 miesiącach sięgałam po długopis i miałam zapisać na kartce coś więcej niż wypunktowana lista zakupów. Zawsze czułam się tak, jakbym miała go w ręku po raz pierwszy, jakbym na nowo musiała nauczyć się przenoszenia słów na papier. Mam na myśli nie tylko sam "techniczny" proces, ale także umiejętność przemieniania myśli w zdania. Nie wiem czemu, ale mam wrażenie, że z każdym rokiem powrót do swobodnego posługiwania się długopisem zajmuje mi coraz więcej czasu.  Każdy wyraz spędza w mojej głowie kilkanaście sekund zanim pozwolę mu się z niej uwolnić. Zastanawiam się nad jego sensem, czy pasuje, czy ma znaczenie. Dlaczego o tym piszę? Ponieważ czasem łapię na tym, że gdzieś w środku wciąż czuję się 15-latką, a o tym, że minęło już parę lat, przypomina mi mój pamiętnik (niegdyś obiekt pożądania wszystkich znajomych, którzy wiedzieli o jego istnieniu, haha), który jest materialnym dowodem na to, że jako 15-latka po prostu otwierałam zeszyt na pustej stronie i pisałam, nie zastanawiając się tyle nad wagą każdego słowa. 

Stylizacja z dzisiejszych zdjęć przenosi mnie w czasie i jednocześnie utwierdza w przekonaniu, że nie zawsze warto słuchać rad modowych ekspertów. Gdyby nie moja buntownicza natura już dawno pozbyłabym się z szafy tej dżinsowej czapki z daszkiem zgodnie z zasadą "nie założysz więcej czegoś, czego nie nosiłaś ponad rok". Chociaż przez dłuższy czas w ogóle po nią nie sięgałam, dziś nosząc ją, czuję się lepiej niż kiedykolwiek wcześniej! Moda XXI wieku opiera się na ciągłych powrotach trendów sprzed lat, dlatego czasem warto schować parę "przestarzałych" elementów garderoby i poczekać na ich drugie pięć minut :).








ph. my Mum
Bershka dress | C&A cap | Mango bag

13 sierpnia 2016

Paradise city: Cartagena, Spain










Tym razem nie będę się tłumaczyć ani usprawiedliwiać, pisząc jak to miałam dużo nauki i jak to sesja pochłonęła mnie bez reszty (tak zrobiłaby typowa Ania). Z wczasów w Hiszpanii wróciłam tak wypoczęta i zrelaksowana, że może to i dobrze, że trochę zwlekałam z publikacją tego posta, bo gdybym pokusiła się o zrobienie tego wcześniej, mogłabym lekko skazić to miejsce wpisem zatytułowanym... Bailando. Tak, Enrique Iglesias, moje bożyszcze, mój największy idol ze złotych przedszkolnych czasów, nadal króluje w swojej ojczyźnie. Jego hity nie schodzą tam z list przebojów (z mojej zeszły, kiedy w podstawówce odkryłam, że cudowny Enrique pochodzi z Madrytu - tego zagorzała fanka FC Barcelony nie mogła przełknąć, więc większa miłość przyczyniła się do wygaśnięcia tej nieco mniejszej). Przeszło 10 lat później, nadal będąc fanką katalońskiej drużyny, chociaż może już nie tak zawziętą, znowu z uśmiechem na twarzy wracam do przebojów Iglesiasa i przypominam sobie szeroką, piaszczystą plażę, ciepłe morze z przejrzystą wodą, niezmiennie dobrą pogodę i przede wszystkim... TO CUDOWNE JEDZENIE. Owoce morza codziennie. Raj. 

Zdjęcia, które właśnie oglądacie, zostały zrobione podczas wycieczki do pobliskiej Kartageny. To niezwykle malownicze, klimatyczne miasto. Na wzgórzu brakuje tylko napisu "Hollywood", prawda :D? Jako że ostatnio naoglądałam się dużo fotorelacji z Kalifornii, w kartageńskim krajobrazie odnalazłam małe podobieństwa do tego zza oceanu. Nie mam jednak na co narzekać, bo choć do tego rejonu Hiszpanii trafiłam dość przypadkowo, ani trochę nie żałuję spontanicznie podjętej decyzji!
Mam przygotowane jeszcze trzy sesje z wyjazdu i razem z Wami chętnie będę wracać tam myślami z mojej obecnie nieco mniej sielankowej rzeczywistości ;). 






ph. my Mum

Reserved pants, necklace, earrings | Zara crop top | TK Maxx (Buffalo London) sandals | H&M hat | Mohito bag 

2 czerwca 2016

California dreamin'


Wróciłam dzisiaj z uczelni z zamiarem (bezpośrednim, jakby ktoś rozważał czy ewentualny wchodzi w grę, a jeśli komuś w ogóle nie wpadło to do głowy, to niech się nie martwi, lepiej dla jego zdrowia) zrobienia dobrego uczynku - przypomnienia Wam o zbliżających się wakacjach i jednocześnie zmotywowania siebie do pracy. Wracam więc myślami do moich wrześniowych wakacji we Włoszech (niestety, to nie Kalifornia, ale nie zaszkodzi pomarzyć) i powoli godzę się z tym, że przez najbliższy miesiąc będę musiała trochę powalczyć o to, żeby w tym roku o tej samej porze móc podziwiać zachodzące słońce na plaży,  zamiast uporczywie wpatrywać się w setki zapisanych kartek, ze zdaniami pozakreślanymi na wszystkie kolory tęczy. Ostatnio nabyłam kilka nowych zakreślaczy: miętowy, wrzosowy i w jednym z najmodniejszych obecnie odcieniu niebieskiego, serenity. Kiedy na czas sesji przerzucam się na tryb noszenia wszystkiego, czego nie trzeba prasować, "na czasie" będą chociaż moje notatki, haha...

Tymczasem, na poniższych zdjęciach występuję ja - w tej lepszej, wypoczętej i choć trochę opalonej wersji. Ostatniego lata bardzo polubiłam biało-czarne stylizacje w różnych odsłonach i coś czuję, że przez najbliższe miesiące stworzę jeszcze wiele zestawów na bazie tych dwóch, najbardziej uniwersalnych kolorów. Całe szczęście na egzaminy na studiach wystarczy ubrać się elegancko, dobór kolorów jest już kwestią indywidualną, przez co takie połączenie przestało mi się kojarzyć z najbardziej stresującymi dniami w roku :). 











ph. my Boyfriend

H&M skirt | Reserved crop top | Cubus jacket | CCC flip-flops