expr:class='"loading" + data:blog.mobileClass'>

13 sierpnia 2016

Paradise city: Cartagena, Spain










Tym razem nie będę się tłumaczyć ani usprawiedliwiać, pisząc jak to miałam dużo nauki i jak to sesja pochłonęła mnie bez reszty (tak zrobiłaby typowa Ania). Z wczasów w Hiszpanii wróciłam tak wypoczęta i zrelaksowana, że może to i dobrze, że trochę zwlekałam z publikacją tego posta, bo gdybym pokusiła się o zrobienie tego wcześniej, mogłabym lekko skazić to miejsce wpisem zatytułowanym... Bailando. Tak, Enrique Iglesias, moje bożyszcze, mój największy idol ze złotych przedszkolnych czasów, nadal króluje w swojej ojczyźnie. Jego hity nie schodzą tam z list przebojów (z mojej zeszły, kiedy w podstawówce odkryłam, że cudowny Enrique pochodzi z Madrytu - tego zagorzała fanka FC Barcelony nie mogła przełknąć, więc większa miłość przyczyniła się do wygaśnięcia tej nieco mniejszej). Przeszło 10 lat później, nadal będąc fanką katalońskiej drużyny, chociaż może już nie tak zawziętą, znowu z uśmiechem na twarzy wracam do przebojów Iglesiasa i przypominam sobie szeroką, piaszczystą plażę, ciepłe morze z przejrzystą wodą, niezmiennie dobrą pogodę i przede wszystkim... TO CUDOWNE JEDZENIE. Owoce morza codziennie. Raj. 

Zdjęcia, które właśnie oglądacie, zostały zrobione podczas wycieczki do pobliskiej Kartageny. To niezwykle malownicze, klimatyczne miasto. Na wzgórzu brakuje tylko napisu "Hollywood", prawda :D? Jako że ostatnio naoglądałam się dużo fotorelacji z Kalifornii, w kartageńskim krajobrazie odnalazłam małe podobieństwa do tego zza oceanu. Nie mam jednak na co narzekać, bo choć do tego rejonu Hiszpanii trafiłam dość przypadkowo, ani trochę nie żałuję spontanicznie podjętej decyzji!
Mam przygotowane jeszcze trzy sesje z wyjazdu i razem z Wami chętnie będę wracać tam myślami z mojej obecnie nieco mniej sielankowej rzeczywistości ;). 






ph. my Mum

Reserved pants, necklace, earrings | Zara crop top | TK Maxx (Buffalo London) sandals | H&M hat | Mohito bag 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz