Choć według kalendarza mamy już jesień, a ja znów oszalałam na punkcie koloru bordowego (od co najmniej trzech lat wraz z nadejściem tej pory roku mam ochotę ubierać się od stóp do głów na bordowo - niestety, nie potrafię podać racjonalnych przyczyn tego zjawiska), nie mogłam się powstrzymać przed podzieleniem się z Wami zdjęciami zrobionymi w przepięknym, magicznym miejscu znajdującym się nieopodal mojego hotelu w niewielkiej włoskiej miejscowości Cupra Marritima. Włochy odwiedziłam kilkakrotnie jako dziecko, tamtejszy klimat cudownie leczył wszelkie zmiany alergiczne, a że w tym roku pylące drzewka, krzaczki, czy też inne zielone, wredne stworzonka dały mi w kość, bardzo się ucieszyłam, że to właśnie w tym sprzyjającym dla mojej skóry miejscu, będę mogła spędzić tydzień wakacji. Po zdanym prawie rzymskim (nadal nie wierzę, że się udało) miło było spełnić jedno z marzeń, a mianowicie odwiedzić wieczne miasto. Słynna fontanna di trevi była zasłonięta rusztowaniem i nie wrzuciłam do niej symbolicznego centa, ale Rzym urzekł mnie na tyle, że na pewno w niedalekiej przyszłości wrócę tam na dłużej, aby odkryć więcej jego tajemnic... i zdecydowanie też po to, aby pochłonąć ogromne porcje najlepszej pizzy na świecie! Tymczasem zostawiam Was z pierwszymi fotografiami z wyjazdu i obiecuję, że postaram się przeplatać te lekkie, wakacyjne stylizacje, z bardziej odpowiednimi, cieplejszymi, jesiennymi (i może nie wszystkimi w kolorze bordo :D).
ph. my Boyfriend
sh (Zara) dress | Marks&Spencer bag | CCC wedges | H&M necklace, earrings
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz